Rozwinięcie tematu brzmi:
(sic!) "dla katolików, Świadków Jehowy czy muzułmanów autorytetami są Święte Pisma i przywódcy ich wspólnot religijnych. A jakim źródłom informacji o świecie ufają i kim się inspirują Ci z nas, którzy szukają drogi w życiu na własną rękę? (temat adresowany do ateistów i osób wierzących-bezwyznaniowych)"
Zanim zacznę, wypada, abym przyznał się do nieprzepisowego wtargnięcia. Jestem zdeklarowanym, świadomym i wiernym katolem, zatwardziałym papistą, który dumnie identyfikuje się z kulturą europejską, jej katolickimi korzeniami i krwawą historią. Nie jestem, więc, antycypowanym adresatem tematu. Trudno, Krzyżowcy też lekceważyli ograniczenia, gdy chcięli gdzieś wejść. Moim orężem jest logika, elementy katolickiej teologii, teoretyczna metodologia nauk i trochę pojęciowej amunicji. Z takim arsenałem, i Bożą pomocą mam szansę nie tylko udowodnić słuszność wyboru tematu, ale i cały ten temat zdruzgotać. Do boju!
Porządek pojęciowy i rekategoryzacja
Jeśli założymy, że postawa ateistyczna przekreśla teizm, a więc odrzuca koncepcje wiary w istenienie bóstw, świata nadprzyrodzonego, podważa sens religii w jej mistycznym wymiarze i narzuca założenie, że materia (w różnych stanach) realizuje całkowicie istotę bytu, to możemy, również, założyć że ateista, będzie budował swoje poglądy o świecie w oparciu o wiedzę naukową i jakiś rodzaj utylitarnej, lub epikurejskiej etyki opartej o filary empatii i realizacji przyjemności w obrębie trwania jego biologicznego życia.(przyjemność moze być tu rozumiana super szeroko: spełnione ambicje, miłość, rodzina, basen wódy i wanna koksu, co kto lubi). Nie będę tu ruszał ateistycznej etyki, bo, bez logicznej weryfikacji, trochę mnie ona nudzi. Jednak, tym razem, podważanie czyichś założeń i dyskusja z wartościami nie jest celem mojego tekstu. Skupie się, więc, na rozważaniu specyfiki poznania naukowego i jego potencjalnej relacji z "autorytetami religijnymi i Świętymi Pismami".
Wrzucanie ateisty do jednego worka z osobą wierzącą - bezwyznaniową jest błędem. Taki "naturalny mistyk", w głębokim przeciwieństwie wobec ateisty jest otwarty na przeczucia, doświadczenia duchowe, objawienia, powołania i inne formy transcendentalnego kontaktu, co może mocno wpłynąć na jego sposób postępowania, wybory i percepcję. Bez wsparcia religii, bez jej moralnych ram, norm zachowania, "społecznego wentyla bezpieczeństwa" kultury obrzędowej i bez i jej duchowych ekspertów, nie sposób przewidzieć jakimi ścieżkami poznania poprowadzi takiego kogoś sama, spontaniczna duchowość. Moje doświadczenia z psytrance'ową subkulturą, pozwalają mi sądzić, że ścieżki te mogą być kamieniste, strome i absurdalnie kręte. Różnorodność bodźców, które czekają na osobę uduchowioną -bezwyznaniową sprawia, że ciężko mi będzie uczciwie omawiać jej narzędzia poznawcze. Jest, również, spora szansa, że podąży ona bardziej konwencjonalnym torem, a wtedy jej specyficzna duchowość nie będzie miała wpływu na moje rozważania.
Grupowanie katolików, Świadków Jehowy i muzułmanów jest również błędem. Katolicyzm to religia o jasnym zakresie działania, (nareszcie!) oddzielona od systemu politycznego i społecznego, zgodnie ze słowami jej założyciela : „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest bożego Bogu.”(W przekł. J. Wujka m.in. Mt 22, 21). Pozostałe przykłady to systemy totalne, które regulują, możliwie, każdy aspekt życia wyznawców - od prawa po filozofię. Dla obu powstałych kategorii istnieją inne kontrargumenty. W swoich dalszych rozważaniach głębiej zajmę sie Kościołem Katolickim, resztę załatwie "po łebkach".
Zarzuty, wonty, fochy
Dlaczego tak się odgrażałem na początku? Co mi takiego zrobił mój temat, że mam ochotę go zdruzgotać? Otóż, mam wrażenie, że jego wydźwięk zgodny jest z koncepcją, która lezy u podstaw tych wszystkich wojen religijnych między ateistami a wierzącymi, które tak dobrze znamy z internetu. Koncepcja ta głosi, że religijna wiara i wiedza naukowa to wartości równorzędne o przeciwnych zwrotach i tym samym kierunku, że są swoimi wzajemnymi zamiennikami, że ich wzajemna relacja jest antagonistyczna i że pozostają one w bitewnym zwarciu aż do czyjegoś zwycięstwa. Moim zdaniem, to poważny błąd interpretacyjny, przynajmniej w przypadku religii hierarchicznych i zcentralizowanych z jasno określonym obszarem operacyjnym. Sprawa jest tym bardziej wkurzająca, że ledwo co reprezentanci religii zmądrzeli i poniechali takich konfrontacji, to orendownicy metody naukowej już zakuwają swoje łby i idą na tą samą wojenkę, co zawsze, choć teraz, jako agresorzy.
Religie totalne, niezależnie od ilości wyznawców się nie bawią (Islam z szariatem, Świadkowie Jehowy, protestancki kościół całowaczy węży z jednym pastorem i małą wioską wyznawców, amisze czy sekta z Far Cry 5 - everything goes) . To są struktury archaiczne i potrzebują paru przemian społecznych, kulturowych, a czasem i cywilizacyjnych, by w ogóle stawać w szranki . Załatwione! "Po łebkach" lecz z sensem.
Aby zrozumieć, dlaczego wiara nie może sensownie walczyć z nauką, należy sprawdzić, jakie odpowiedzi oferują obie dziedziny.
Pojęcie wiary i jego obszar operacyjny
Pojęcie wiary w Kościele katolickim, podstawowo realizowane jest w zdaniu: "Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy" (Hbr 11, 1). Owe dobra akcentują tu Boski autorytet, objawioną obietnicę zbawienia, Druga część zdania odnosi się do świata nadprzyrodzonego, przy czym jego dowodem może tu być sam fenomen wiary (wiara jest łaską, Bożym darem, istnienie zapotrzebowabnia, nadzieji na coś jest tu dowodem istnienia brakującego elementu), Jednak prościej, znów kluczową rolę odgrywa tu Boskie objawienie - to był Stary Testament, nikt wtedy w Boga nie wątpił, co najwyżej kwestionowano jego obietnice. Jeśli, więc, kluczowa dla wiary jest akceptacja Bożego przekazu, to ci, którzy nie byli jego bezpośrednimi odbiorcami powinni być obdarzeni łaską, by móc uwierzyć swoim prorokom. Wiara w takim rozumieniu sama jest przymiotem mistycznym, nadprzyrodzonym. Nie odnosi się do świata materialnego, lecz zwiastuje obecność innej rzeczywistości.
Więcej o wierze, mozna dowiedzieć się śledzac przygody Abrahama, w których czytamy: "Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi." - ten fragment pokazuje, jaka wiara jest "przewrotna". Z jednej strony udowadnia swoją wartość, obdarzając "użytkowników" niezwykłymi przymiotami (starcza płodność), z drugiej obietnica, która jest jej przedmiotem, realizuje się w sposób, niespodziewany. Abraham z rodziną dostają potwierdzenie swojego wysiłku - widzą Ziemię Obiecaną, jednak nie czerpią z niego korzyści, która przeznaczona jest dla młodszego pokolenia. Obietnica się spełnia, jednak pozostaje niepewność wyobrażeń na jej temat. Mimo nadprzyrodzonych przymiotów, wiara jest trudna i tajemnicza. Nie daje wiedzy o świecie, jest procesem, "stylem życia" i nadzieją, że jest coś więcej i że jakoś to będzie. Pojęcie wiary warto jeszcze uzupełnić o pracę św Augustyna, który rozwija je w trzy wymiary i, wyczerpują one zapotrzebowanie pojęciowe mojego tekstu:
Co to wszystko znaczy?
Pojęcie nauki jej elementy, ich specyfika i porównanie z pojęciem wiary
Nauka to taka ludzka wiedza, która pozwala na największe zbliżenie do prawdy o jej przedmiocie. Jej skuteczność jest efektem jakości jej metod i języka. Celem nauki jest uzyskanie systematycznych wyjaśnień, które można empirycznie weryfikować, powtarzając działania, prowadzące doń. Nauka może mieć charakter opisowy, eksplanacyjny i praktyczny, więc doświadczalny. Metoda naukowa jest ogółem działań, dążących w kierunku badawczego odkrycia prawdy i pojęciowego jej przedstawienia. Jej podstawą jest replikacja, czyli powtórzenie wykonanych czynności, w celu weryfikacji wyników i samego procesu. Język naukowy opiera się na terminach, które są ściśle określone i zdefiniowane. Pozwala to na unikanie różnic interpretacyjnych między mówcą a słuchaczem, jest świetnym kompromisem pomiędzy osobowościami stron dialogu i pozwala na precyzyjne przekazywanie treści. Wiedza naukowa powinna realizować takie zasady:
No to porównania!
Nauka to swoisty system kompromisów poznawczych zbudowanych tak, by neutralizować wpływ indywidualnych odczuć badacza, które mogłyby zniekształcić, lub zamazać obraz. Priorytetem jest tu precyzyjny i zrozumiały opis doświadczeń, warunków ich zaistnienia i towarzyszących im działań, który pozwoli na powtórke i weryfikacje wyników. To pogoń za obiektywizmem, który pozwala na osiągnięcie wieloperspektywicznej prawdy o materialnym świecie i jego powtarzalnych mechanizmach, to kolektywny wysiłek budowy sprawdzalnej, empirycznej wiedzy o naturze. Naukowe opinie muszą być udowodnione tak mocno, jak się da. Muszą być też "rozkładalne" na elementy, które tworzą łańcuch skutków i przyczyn.
Nauka jest, świetna w badaniu materialnego świata ale nie nadaje się do badania duchowości, która, w najlepszym wypadku, bywa serią niepowtarzalnych tajemniczych doznań, którym towarzyszą okresy żmudnego oczekiwania i wątpliwości, czy te doświadczenia w ogóle miały miejsce. \W przypadku zjawisk nadprzyrodzonych, nie mamy wiedzy o ich warunkach wyjściowych, nie możemy jednoznacznie opisać działań, które do nich prowadziły i nie możemy precyzyjnie opisać tych wydarzeń. Trzeba, oczywiście, uwzględnić naukowy rozwój i poszerzający się zakres możliwości badawczych. Pojawia się pytanie, czy techniczna, pojęciowa, lub filozoficzna granica poznawcza jest dobrym miejscem, by określić "duchowość" zjawiska, które znajduje się za nią? Nie, to błąd, który już zdążył wydać historyczne owoce pomyłek. Świat nadprzyrodzony, jeśli istnieje, to istnieje niezależnie od materialnego. Doświadcza go człowiek natchniony i tego doznania nie da się zamknąć w okowach precyzyjnych pojęć, nie mozna więc go, w pełni, opisać, czy przekazać. Ponadto, jeśli doświadczenie wiążę się z wiarą, to można założyć jakiś stopień niepewności diagnozy, w końcu wiara wymyka się dowodom. Z drugiej strony jest aprioryczna, więc dowodów nie potrzebuje. Udowadnialność to w ogóle niezły filtr -może warto założyć, że jeśli jakieś zjawisko podlega mozliwościom badawczym nauki, to nie należy do świata nadprzyrodzonego.
To teraz wnioski!
Mam nadzieję, że nie tylko ja widzę, jak wiara z nauką bezszelestnie się mijają, a zakresy ich pojęć nie mają się gdzie zazębiać. Różnią się mocno i pięknie - naukę napędzają doświadczenia i dowody, a jej produktem są coraz wyraźniejsze obrazy natury Wiara, za to, napędza się sama - sama dmucha w swój żagiel odgórnymi założeniami a z przodu wsysya ją empiryczna próżnia, ktora pozwala jej też trwać w niezmiennej formie. Paradoksalnie, jakikolwiek dowód na Istnienie Boga, położyłby jej kres, jej miejsce zajęłaby ślepa bojaźń, bo jak tu konfrontować się z, szeroko rozopostartym Boskim majestatem, gdy ma się tylko zgrzebną ziemską formę? A dowód na brak Boga? Jakim cudem? Nawet gdyby sam Bóg zszedł z niebios i powiedział że go nie ma, to no.... widzicie kolejbny paradoks.
No dobra, a czy te dwie postawy mogą sobie jakoś przeszkadzać? Mam wrażenie, że nie bardzo. Można spokojnie realizować obie rzeczy na raz, nie jest to trudne i są przykłady. Oczywiście można próbować obalić wiarę nauką, tylko że dowód na nieistnienie czegokolwiek, to karkołomne zadanie. Szczególnie w kosmosie, który dąży do nieskończoności, lub gdy jest bańką w nieskończonym multwersum. Sama koncepcja nieskończoności narzuca spełnienie wszystkich opcji, również tej Boskiej. Co więcej, pewnie po nadprzyrodzonym eterze fruwają całe panteony - "...wierzę we wszystkie rzeczy widzialne i niewidzialne"- mawiamy co niedzielę . Bluźnie? Może nie - jak nieskończoność, to nieskończoność i miejsce na szczyt potęgi i spersonifikowaną doskonałość też się znajdzie. No to, czy chociaż, można wydać nauce skuteczną wojnę z perspektywy wiary? No to byłby jeden z głupszych ruchów. Porzucenie metafizycznej chmurki, i ingerencja w badania nad materią może skończyć się dwojako - albo odesłaniem wiary na chmurkę , przyjęciem postawy naukowej i grzecznym, empirycznym badaniem (Jak Bóg przykazał :D), albo sromotną porażką, bo wiara nie jest narzędziem, które ma jakąkolwiek przewagę nad metodami naukowymi na ich terenie. Zresztą już próbowaliśmy i wiemy jak wyszło.
To co z religijnymi wojenkami w internecie? Fajnie się na to patrzy, fajnie jest czasem kogoś zaorać, czy jest więc jakieś sensowne pole do konfliktu dla ateistów i wierzących? Jakieś jest, ale nie wiem czy sensowne. Jest furtka, jeśli tylko ateiści przyznają, że ich postawa wymaga , jednak, elementu wiary. Święty Augustyn, w opisanym, wyżej, trójpodziale, w punkcie o wierze, że Bóg jest (credere Deum), uwzględnił postawę gorliwej niewiary w Boga, innym słowy - wiary w jego brak. Tu faktycznie można by się pokłócić i rozpuścić ujadające watahy argumentów o głodujących dzieciach i księżach pedofilach. Zmieści się tez słynne "wierzę tylko w jednego boga mniej niz ty". Tyle że nie zachwieje to prawdziwie wierzącym, który nadstawi drugi policzek i gorliwie pomodli się za adwersarza . Jeśli nie, to skończy się na prostackich wyzwiskach, rękoczynach, najazdach, aneksjach i ewangelizacji ogniem i mieczem. Bo co właściwie przeciwnicy mieliby sobie sensownego powiedzieć, jesli obaj wierzą, tylko że w coś innego?
Nie wyczerpałem tematu nauki, piękne światło na jej mechanizmy rzuca paradygmatyczny model rozwoju nauki Thomas'a Kuhn'a. Mozliwe, że kiedyś to opiszę, ale możecie też sprawdzić sami. Fajna sprawa. Co do rozwalenia tematu - mam wrażenie, że wygląda już trochę gorzej, niz wcześniej.