"Murder Ballads", czyli krwawy folk dla zwyrodnialców
Poniższa fotka jest moja. Pozostałe zdjęcia zabrałem z takiej bazy darmówek: https://libreshot.com
Następnie ciąłem, kolorowałem i animowałem, gdy uznawałem za stosowne. Nie liczcie na merytoryczne ilustracje - raczej oddają atmosferę.
.
Za to muzyka będzie fajna. Wszystkim właścicielom mocnych żołądków, których nie wystraszyło moje ostrzeżenie przedstawiam:
"Mordercze Ballady" (przyp. tłum, - "Murder Ballads").
Nie wiem, czy Nick Cave może coś zepsuć, ale chyba w tym przypadku mu się udało. Cały “polski internet” zdominowany jest odnośnikami do jego płyty z 1996 roku, zatytułowanej własnie “Murder Ballads”. Dlatego - aby odnaleźć tradycyjne mordercze ballady, trzeba “posurfować” na międzynarodowe wody “cyberprzestrzeni” i nawet tam, ciągle trzeba filtrować odnośniki do płyty zaborczego Mikołaja.
Gdy już wiecie, że chodzi nie tylko o Nicka Cave i Kylie Minogue (ale proszę - smacznego), to uporządkujmy sobie materiał pojęciowy.
"Murder Ballads" są podgatunkiem ballady tradycyjnej, który charakteryzuje się koncentracją treści na czynach przestępczych - szczególnie na morderstwach. Sam termin może odnosić się zarówno do ballad, przekazywanych z ust do ust, jak i do tych, które występują w, najczęściej anglosaskiej, tradycji literackiej.
Literacka Mordercza Ballada (głównie z takimi będę się tu mierzył)
Trucizna to świetny sposób na morderstwo i pojawia się w balladzie "Lord Randall". - tu lajtowa wersja, bo nad obrazkiem
Pamiętajcie! Nie wolno spożywać muchomorów, otrzymanych od obcych, lub pochądzących z jakiegokolwiek, niepewnego źródła. Mogą być nieumyte!
To jeszcze tylko krótki rys historyczny i zaraz będzie mięsiwo
Pierwsze, udokumentowane, Mordercze Ballady pochodzą z XVII w. z terenów Anglii, Szkocji i Skandynawii. Możemy być pewni, że tworzono je również dawniej, jednak, do tej pory nie udało się odnaleźć ich w formie pismenej. W XVII wieku, natomiast, stanowiły już one dosyć spory segment tradycyjnych, świeckich pieśni, co świadczy o wcześniejszej drodze rozwoju. Ballady te zwykle kończyły się pouczającym morałem - po szczegółowej "krwawej uczcie" dla słuchacza, następowało ujęcie sprawcy, przykładna kara i sugestia by słuchacz nie "robił tego w domu".
Mordercze Ballady , to świetna rozrywka, o czym świadczy fakt, że europejscy koloniści zabrali je ze sobą do nowiutkiej Ameryki Północnej. Tam też dokonano pierwszych modyfikacji na tradycyjnych tekstach. Mam wrażenie, że nastąpiło to szybko - w tej krótkiej chwilce, w której pojawiły się już osady, a na lokalne, bestialskie zbrodnie nadal oczekiwano. Nie wiem, czy w celach autoidentyfikacyjnych, czy to z palącej potrzeby stworzenia kolonialnego folkloru na nowych włościach - nikomu nie chciało się poczekać tej chwilki na nowe morderstwa Nowego Świata. Uznano chyba, że lepiej jest zmienić piosenkom lokalizację. Na przykład - irlandzka "The Wexford Girl" została "Dziewczyną z Knoxville" i nawet nie była to jej pierwsza zmiana adresu, ponieważ oryginalna "Dziewczyna" pochodziła z Oxfordu. Tu się trochę nie dziwię bo i zbrodnia fajna i piosenka czadowa. Ale o tym za chwilkę. Ponadto, modyfikacji uległa sama struktura treści. Element pouczającego morału i kary z rąk nadprzyrodzonych istot miarowo znikał, a pęczniała część opisująca rzeź niewiniątek, czasami zakończona "normalnym" procesem sprawcy. Brak przesądów (i chyba jakąś cenzurę) nieźle widać na przykładzie zmian w utworze "The Gosport Tragedy" z okolic 1750. Angielska wersja opowiada zarówno o zbrodni, dokonanej na ciężarnej kobiecie, jak i o karze dla mordercy, zgotowanej ektoplazmatycznymi rękami jego ofiar. Późniejsza wersja z Kentucky, przechrzczona na "Pretty Polly" to mniej makabryczne zabójstwo młodej dziewczyny, zakończone pogrzebem ofiary w za płytkim grobie. Sprawiedliwość dla zabójcy określa"ludzki" sąd, karę - drużyna kata i szubienicy i tylko niektóre wersje opisują jeszcze męki piekielne, którym nieszczęsny zwyrodnialec jest poddawany.
(Opisałbym szerzej orginał, ale nie dotarłem do nagrań)
Co jeszcze się zmienilo? Instrumenty - tradycyjnie, anglosaskie ballady, aranżowane były przez wokalistę, skrzypka i muzyka zaopatrzonego w jakiś rodzaj piszczałek. Szkocki wariant zespołu "świeckich" grajków, uwzględniał jeszcze dudziarza, zaś w Irlandii i Walii popularne były harfy. Nowy Świat dał nam banjo i za to będziemy wdzięcznie dziękować pionierom, niezależnie od aktualnie obowiązującej, politycznie poprawnej interpretacji ich dokonań (Tu trzeba zaznaczyć, że banjo ma swoją genezę w Afryce Zachodniej, ale w Ameryce praktycznie wynaleziono je ponownie od podstaw - od brzmienia i budowy przez sposób gry). Później pojawiły się też mandoliny, gitary i cały ten strunowo-rytmiczny, Bluegrassowy arsenał.
Sama muzyka, zaś rozwarstwiała się w różne style, zależne od lokalnych smaków - od Rhytm and Bluesa, przez Bluegrass, po Country i surowy folk z Apallachów, pamiętający jeszcze ojczyznę Wujka Sknerusa. I wiecie jaki jest tego efekt? Mordercze Ballady zostały z nami do dziś - powielane, czy wymyslane od zera przez coraz nowocześniejszych wykonawców. Czerpali z nich klasycy rocka, o czym świadczy "Hey Joe" Hendricksa, giganci jazzu - “Mack The Knife” Lousia Armstronga; no i oczywiście muzycy folkowi, co pięknie pokazuje "Cocaine Blues" Johnny'ego Cash'a;. Niektórzy nawet dopatrują się powiązań Murder Ballads z gangsterskim rapem, o czym miałaby świadczyć wspólnota tematyki - nie chcę tym katować ani Was, ani siebie, no ale słyszałem, że Stan Eminema ma coś wspólnego z tematem. Oczywiście ciężko jeszcze raz nie wspomnieć Zaborczego Mikołaja, który zrobił w tym klimacie całą płytę. Umieścił na nim nawet dwie tradcycyjne Mordercze Ballady, choć ich aranżacja średnio mi pasuje - proszę sobie sprawdzić.
Obiecane mięcho, czyli trzy (a właściwie to cztery) makabryczne piosenki, których mogliście nie słyszeć i jeden film
Starałem się utrzymać chronologię, ale nie jest to ani łatwe, ani szczególnie atrakcyjne muzycznie. - Mogą się zdarzać mniejsze lub większe podróże w czasie. Nie miejcie żalu - gdybym pokazywał same rekonstrukcje historyczne, to zanudzilibyście się na śmierć, a wybór nie byłby subiektywny.
Lord Randal
Nie do końca wiadomo, czy jest to ballada anglosaska. Niektórzy przypisują jej włoskie korzenie - najstarszy, znany zapis jednej z wersji pochodzi z 1629 i jego autorem jest Camillo il Bianchino z Werony. Tytuł tej wersji to: "Il testamento dell'avvelenato", czyli "Ostatnia wola otrutego". Będę się trzymał wersji anglosaskiej, bo to tylko artykuł a nie jakiś historyczny rollercoaster.
Już Wam linkowałem lajtową wersję nad muchomorem, więc tu pokazuję Wam pełen hardkor z, charakterystycznym dla XVII wieku, zupełnym brakiem przytupu. Tym, którzy wytrzymali do końca, gratuluję wytrzymałości, reszcie wybaczam i przechodzę do treści.
Wersje są różne, jednak rdzeniem ich treści jest dialog między matką a synem, który po powrocie z łowów czuje się cholernie nietęgo i bardzo prosi o pościelenie łoża. Matka widzi że syn nie jest do końca wyraźny i że byle łowy by go tak nie porobiły, więc zagęszcza pytania i dochodzi do prawdy. Prawda jest taka, ze syn w lesie spożywał węgorze w ramach obiadu, które podała mu jakaś flądra, nazywana w balladzie "ukochaną". Po obiadku, nie dość, że sam syn czuje się coraz gorzej, to jeszcze psy mu jakoś dziwnie pozdychały. Wersja, którą przytaczam
kończy się konsensusem rozmówców, że doszło do otrucia i ostatnim zaakcentowaniem prośby, o zaścielone łoże. Mam nadzieję, że ktoś mu je w końcu pościelił.
Knoxville Girl
Dużo tu było Nick'a Cave'a, więc teraz jest jeszcze więcej. Co ja poradzę, że jest niezły? Jak wiecie, "Knoxville Girl" jest ostatnią wersją geograficzną ballady o tym morderstwie. Tekst nie bardzo się zmieniał, zaś aranżacje i linie melodyczne są tym bardziej hardkorowe im są starsze, więc wziąłem sobie najmłodszą. Treść jest wyznaniem mordercy, który opowiada o tym, jak zaprosił ukochaną na wieczorny spacer. Gdy tak sobie szli, oddalając się od miasta już o jakąś milę - narrator podniósł kijek i powalił nim dziewcze na ziemię. Mimo protestów, podmiot liryczny tłukł ofiarę tak długo, aż uzyskał milczącą zgodę, zaakcentowaną krwawieniem. Następnie morderca wrzucił ciało dziewczyny do rzeki i udał się do domu. Niestety zarówno krwawe ślady na ubraniu, jak i wyrzuty sumienia nie pomogły naszemu zbrodniarzowi w zatajeniu przestępstwa. Podmiot liryczny w końcu trafia do lochu, gdzie żałuje swoich czynów i oczekuje na ostateczne konsekwencje swojego wybryku.
Tu jest mniej kameralna wersja.
Wind and Rain
To, zdecydowanie moja ulubiona ballada, z całej rodzinki. Jest bardzo stara, a jej najstarsza wersja nazywa się "The Twa Sisters" i jej zapis datujemy na 1656 r. Ciekawe jest to, że opisany w niej motyw zbrodni, znajduje swoje odbicia w całej Europie. Niektórzy sugerują, że ta historia miała być inspiracją dla naszej Balladyny, ale osobiście nie chce mi się w to wierzyć. Mickiewicz byłby kretynem, gdyby odrzucił wariactwa, do których dochodzi po akcie zbrodni i zastąpił je swoją mdłą historyjką.
Ta wersja jest stosunkowo nowa, lecz świetnie się jej słucha i lata mi po kilku playlistach do rysowania, więc życzę smacznego.
Treść opowiada o dwóch siostrach, przechadzających się brzegiem strumienia do momentu, gdy starsza popycha młodszą w toń, nucąc przy tym coś o strasznym wietrze i deszczu. Motywem zbrodni była, całkiem zrozumiała, zazdrość - Johnny obdarował młodszą siostrę pierścieniem, starszą zaś niczym - mogło jej być przykro. No i tyle, jeśli chodzi o zbrodnie ale uważajcie - teraz się zacznie.
Zwłoki młodszej siostry wypływają w zatoczce koło młyna, gdzie odnajduje je wędrowny lutnik i jak myślicie, co robi? Naturalnie, przerabia dziewczynę na skrzypce. Ze złotych włosów robi smyczek, z paliczków kołki i jeszcze gdzieś udaje mu się zmieścić obojczyk denatki. Skrzypce grają pięknie, lecz jedynie melodię o straszliwym deszczu i wietrze.
W innych wersjach, historia jest kontynuowana. Lutnik pojawia się na ślubie żyjącej siostry i gra na swoich "nekroskrzypcach" jedyną możliwą melodię, co naprowadza biesiadników na trop morderczyni. Zbrodnia zostaje wykryta, a biedna siostra zostaje zanurzona we wrzącym ołowiu, w ramach kary.
Millhaven
Dużo tu było Mikołaja Jaskini i teraz, w ramach deseru, też będzie. Za to w iście deserowej odsłonie. Przedstawiam Wam animowany cover autorskiej morderczej ballady Nick'a „The Curse of Millhaven”, którą odważnie i ze smakiem zaadaptował duet Bartka Kulasa (reżyseria) i Katarzyny Groniec (wokal).
Mógłbym tu coś wiecej napisać, ale to ma 7 minut i jest po polsku, więc nie będę Wam psuł.
Bawcie się dobrze:
Artykuł zgłaszam do konkursu Temat Tygodnia w luźnym nawiązaniu do tematu pierwszego, ponieważ ilustruję tu najbardziej twórcze oblicza chaosu, jakie przychodzą mi do głowy.
Źródła:
https://en.wikipedia.org/wiki/Murder_ballad
https://en.wikipedia.org/wiki/Lord_Randall
https://www.poets.org/poetsorg/poem/lord-randall
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Twa_Sisters
Comments