Dlaczego lubię Kuhna? Dyskusja z artykułem @assayer'a

Wstępne ostrzeżenie i historia moich przygód z tematem

Nie wszyscy wiedzą, więc ostrzegam - jeśli to mój pierwszy "religijny" artykuł, jaki chcecie przeczytać, to macie lekcje do odrobienia. Poniższy tekst jest wierzchołkiem dosyć dziwacznej góry lodowej, która stała się tłem mojej egzystencji na tej platformie. Niestety, jeśli chcecie w pełni cieszyć się moimi wypocinami, musicie chwilke ponurkować w odmęcie historii mojego bloga.

A Było to tak: w moich pierwszych dniach na steemit, zaraz po napisaniu powitalnego posta, zabłąkałem się prosto w paszczę @assayer'owego konkursu tagu pl-religia i napisałem takie coś:
Wiara bez religii, czy wiedza a religia? O konfliktach, zakresach pojęciowych i różnicach, które warto zrozumieć..
Czyta się to słabo, ale jest tam wiedza.

Gdy rozejrzałem się trochę po dyskusjach w religijnym półświatku - pomyślałem, że może by się przydało, gdybym trochę poszerzył kwestię metodologii nauk, po której ślizgałem się w pierwszym tekście. Co więcej, złożyłem pisemną deklarację, że się tym zajmę. Skutek był taki:
"O nauce. Skąd się wzięła, jak się rozwija i co z nią zrobić."
A to, z kolei, @assayer zripostował tym:
"Czy po każdej rewolucji naukowej zaczynamy poznawanie świata od nowa?".

Jesteśmy w momencie, w którym odpowiadam na jego odpowiedź.

Wy powinniście przeczytać wszystko, co Wam wyżej zalinkowałem, jeśli nie zrobiliście tego do tej pory.
(No chyba, że już znacie poruszane zagadnienia, nie chce Wam się tego czytać, olewacie ten temat... każdy powód jest dobry, aby nie zaglądać do poprzednich pozycji. Ja i tak polecam sprawdzić, co tam jest)
Reasumując: nowym czytelnikom życzę miłej lektury. Tym doświadczonym - w sumie też, bo przechodzę do rzeczy.

Problemy oświeceniowej astronautyki i czas najwyższy, aby satanista przebrany za księdza przestał być najbardziej rozpoznawalnym celebrytą Torunia.

W pierwszych słowach swojej riposty @assayer buduje piękny eksperyment myślowy. Otóż, w XVII wieku znajdują się śmiałkowie tak odważni, że planują lot na księżyc. Co więcej - udaje im się przekuć marzenie w projekt. Tworzą sensowny napęd, rafinują sensowne paliwo i budują rakietę o zaletach konstrukcyjnych, które pozwalają nieśmiale rokować, że ktoś przeżyje tę imprezę. Pozornym problemem jest mała pojemność baku - paliwa nie wystarczy do samego księżyca, ale spoko. Ptolomeusz uczy, że Ciała niebieskie poruszają się na kryształowych sferach - wystarczy się na taką dostać i można resztę drogi na księżyc pokonac pieszo. Prace trwają, astronauci hartują się w drewnianych wirówkach na korbę, bardziej świadomie spędzają czas z rodziną i uczą się na pamięć książki "Tysiąc i jeden konceptów na wieczerzę z sera" (w mojej interpretacji tej historii, srebrny glob składa się w całości z sera). Nadchodzi rok 1687 i Isaac Newton publikuje kolejną ważną książkę : "Philosophiae naturalis principia mathematica", w której formułuje Prawo Powszechnego Ciążenia i sfery niebieskie przestają być kryształowe - nie da się już na nich wylądować. Żony i matki oddychają z ulgą i finansują dziękczynne nabożeństwa, zaś astronauci są w kropce.

Kuhn radzi:
"Lećcie chłopaki! Wierzyliście w to przez całe średniowiecze, nie możecie się teraz zawahać tylko dlatego, że jakiś angol w peruce wymyślił lepszą koncepcję! Trwajcie w paradygmacie i huzia! Ser albo śmierć!".

Popper uspokaja:
"Eeee nieee. Uszanujcie, że Wam Newton nakumulował kolejny kawałek wiedzy o świecie, ucieszcie się, że przeżyjecie, dopracujcie szczegóły. Może złamcie najpierw barierę dźwięku, co? Macie teraz pierwszą prędkość kosmiczną do osiągnięcia.". Naprawdę fajny chłop, zawsze powtarzam.

A teraz ręka w górę - komu jeszcze ręce opadły?

Chciałbym być bardzo dobrze zrozumiany - uwielbiam tę historyjkę. Strasznie mi się podoba, jest błyskotliwa, plastyczna i pobudza wyobraźnie. Jestem pewien, że wyszłaby z tego pyszna nowela, albo i książka. Również, z całą mocą podkreślam, że lekki ton mojej wypowiedzi nie ma szyderczego wydźwięku - z nikogo tu nie szydzę i nie będę szydził. Przykro mi, że muszę to wytknąć, ale niestety ten piękny przykład jest zepsuty u samych podstaw.

@assayer - zapomniałeś o Koperniku i Keplerze.

Koncepcja Ptolomeusza jest geocentryczna i w czasach astronautów i Newtona była już przestarzała. Obalił ją Przewrót Kopernikański, który narzucił paradygmat heliocentryczny, w którym mieści się mechanika klasyczna Newtona. Kopernika skorygował Kepler, który zamienił kółka orbit na elipsy i zauważył, że ciała niebieskie nie suną po niebie ze stałą prędkością, lecz lecą nieco wolniej, gdy są najdalej od Słońca i szybciej, gdy są najbliżej. Słońce zaś, pozostaje zawsze w ogniskach orbitalnych elips.
(Tu unikam ciosu za wczasu - kumulatywna natura Keplerowej korekty ma miejsce w fazie "nauki normalnej", w ustalonym przez Kopernika paradygmacie heliocentrycznym)


Trajektoria Marsa z książki"Astronomia nova", autorstwa Jana Keplera

Kopernik, Kepler, Halley i Huygens stworzyli Newtonowi podwaliny merytoryczne pod jego prawo. Newton nie miał, łatwo, ale nie musiał walczyć z Ptolomeuszem. Tą rewolucje wygrali mu już jego poprzednicy i mówię Wam - było krwawo. Przykłady? Matka Keplera została posądzona o czary za cytowanie tekstu, który syn spisał na podstawie snu, i który nawet tak nazwał, żeby nie było wątpliwości - "Somnum" (1634). Sprawa zaszła tak daleko, że prowadzano już ją po sali tortur. Skończyło się ułaskawieniem z braku dowodów, ale 14 miesięcy procesu i więzienia wystarczyło, by wysłać biedaczkę do grobu pół roku później. Keplera nie uznawali również heliocentryczni "koledzy" - Galileusz, Kartezjusz, czy Maestlin sprzeciwiali się jego pracom, bo nie pasiło im mieszanie fizyki z astronomią. Przyjaciele przez "CH". Niemniej jednak, sytuacja ilustruje, jak się walczy o paradygmat i jak się w nim przegrywa.
Co jeszcze wynika z tego wszystkiego? To, że heliocentryzm wymuszałby kryształową sferę niebieską dla naszej Ziemi. A co to mogłoby oznaczać? Na przykład wycieczkę na drugą stronę Słońca. Niestety, nie w tym wszechświecie. Pół wieku przyzwyczajania się do nowego kosmicznego porządku sprawiło, że w świecie nauki coraz modniejszy stawał się pitagorejski eter - najdoskonalszy z żywiołów i budulec nocnego nieba i jego elementów. Niestety nie dało się po nim chodzić. Nasi astronauci, w czasach Newtona, raczej nie liczyli na sferyczny spacer. Cofnijmy ich w czasie o 100 lat i znowu zrobi się fajnie - tak ich zapamiętam.

Co obalił Newton? Arystotelejską Zasadę Celowości na przykład, tak jak już kiedyś napisałem. Każdy ma swoją Karmaniolę. Rewolucja nie przeszkadzała Newtonowi tkwić w paradygmacie heliocentrycznego układu słonecznego. Zresztą jest on na tyle przytulny, że siedzimy w nim do dziś. Jest też całkiem prawdziwy. Czasami coś sie udaje.

Jak bardzo mylił się Newton, co mi się wydaje, że wiem na temat Teorii względności i co myślę o Deutsch'u, z którym nie mogę się kłócić, bo obiektywnie jest mądrzejszy ode mnie.

Tu dochodzimy do miejsca, w którym mogę gadać głupoty. Mimo tego, że zawód grafika i ilustratora dał mi głębokie zrozumienie zagadnień fizyki w całej jej rozciągłości, to jednak skromność nakazuje, abym wspomniał, że nie uważam się za światowego eksperta w tej dziedzinie. Mam nadzeję, że spojrzycie na dalsze rozważania z takim miłosierdziem, z jakim ja będę na nie patrzył. I przez palce.

Teraz zacytuję cytat @assayer'a, a potem się do niego przywalę :
“Choć siła grawitacji nie istnieje, prawdą jest że coś realnego (krzywizna czasoprzestrzeni), wywołanego bliskością słońca, ma siłę z grubsza zgodną z prawami Newtona i wpływa na ruch obiektów, widzialnych i niewidzialnych. Teoria Newtona wyjaśniała także prawidłowo, że prawa ciążenia są takie same dla obiektów na Ziemi i ciał niebieskich; wprowadzała nowe rozróżnienie między masą a ciężarem ciał; mówiła także o tym, że efekt grawitacji zależy od masy, a nie od innych cech obiektu, jak jego składniki czy gęstość”


Zdjęcie zaćmienia z raportu Eddingtona i dowód na Teorię Względności - pole grawitacyjne Słońca "ugina" promyki. 1919r

Faktycznie, Einstein pokazał, że świat tak nie działa, że "każdy obiekt we wszechświecie przyciąga każdy inny obiekt...". Nie znaczy to, że mechanika klasyczna nie sprawdza się w opisie rzeczywistości - w lokalnych układach odniesienia, w naszej, "ludzkoziemskiej", skali sprawdza się całkiem świetnie. Przynajmniej, dopóki nie musimy uwzględniać dylatacji czasu w systemach nawigacji satelitarnej, a nasze krzywe geodezyjne są pocięte na odcinki na tyle krótkie, by pierwsza zasada dynamiki mogła działać po Bożemu. Newton policzył wszystko na tyle porządnie, że do bardziej aktualnej interpretacji brakło mu skali, narzędzi i wyobraźni, która czasami trochę wynika z pozostałych dwóch czynników. Mam wrażenie, że koncepcja siły grawitacyjnej jest na tyle ogólna, że niewiele tłumaczy, a bardziej opisuje że niektóre rzeczy spadają, a inne się wokół siebie kręcą. Czy Teoria Względności obala Powszechne Prawo Ciążenia? Myślę, że bardziej je wyjaśnia, wchłania i uogólnia, tak by działało w niewyobrażalnie wielkich skalach i układach nieinercyjnych. Zamiast Newtonowskich wektorów wzajemnego przyciągania mas, pojawia się tensorowa siatka ugiętej czasoprzestrzeni i pole grawitacyjne. Zamiast samej, nie do końca określonej siły grawitacji, pojawia się masa, jako energia w stanie spoczynku, odciskająca takie piętno na rzeczywistości, że lżejsze rzeczy "wpadają" w jej "lejek". W mojej, laickiej, ocenie, Einstein obszedł się z mechaniką klasyczną całkiem delikatnie, nie to co z teoriami, które zakładały istnienie eteru, jako międzygwiezdnego przekaźnika. Akurat zaczynały być znowu modne pod koniec XIX wieku, lecz Einstein bezlitośnie, elegancko i prosto obliczał sobie rzeczy bez eterycznych stałych. Do tego lepiej mu wychodziło, no to był pogrom. Proszę mnie poprawiać, jakby cokolwiek. Gdzie tu rewolucja? Myślę że Einstein wskoczył na taki poziom, że bardziej tłumaczył, zamiast obalać. Wypełniał białe plamy na mapie świata, nie bardzo miał z kim konkurować. Nie znaczy to, że nie miał wrogów. Na przykład Philipp Lenar, razem z Johannes' em Starkiem byli na niego na tyle wściekli, że postanowili dyskredytować jego teorię, nazywając ją "żydowską fizyką" i stawiając ją w nierównej opozycji wobec niby właściwszej, "niemieckiej fizyki".

Ciekawe jest to, że sam Einstein szybko stanął w obliczu "nieakceptowalnych" faktów, jakich dostarczała fizyka kwantowa. Ignorował kwantowe nowinki bo "Bóg nie gra w kości" a kwantowe zjawiska splątania cząstek, nazywał "upiornym oddziaływaniem na odległość". Jego kosmos był poukładany jak mechanizm zegarowy, nie było w nim miejsca na chaotyczne kwantowe potańcówki.
Do dziś mamy kłopoty ze znalezieniem punktów wspólnych między teoriami względności (ogólną i szczegółową) a mechaniką kwantową. Nadal nie znamy "teorii wszystkiego", która zawarłaby w sobie obie dziedziny, tak, jak Teoria Względności wchłonęła mechanikę klasyczną. Reasumując: bez przesady z tym obalaniem Newtona. Pomijając kwestie czasu - Newtonowi się nawet nie śniło, że jest względny.

Teraz znów zacytuje @assayer'owy cytat deutsch'a , ale tym razem dowalę się mniej:
“Odrzucenie bytów, poprzez które dana teoria wyjaśniała rzeczywistość to nie to samo, co odrzucenie całości wyjaśnienia”
Tak, to ma trochę sensu. W mojej ocenie tyle, co interpretacja Imre Lakatosa, który jest powodem, aby czytać poprzednie teksty, popełnione w ramach metodologii nauk. Tyle, że trochę na odwrót - o ile Lakatos częściej zakładał, że hipotezy robocze będą się sypać w obronie rdzenia programu badawczego, to Deutsch chyba mówi tu o sytuacji, w której hipotezy przeżywają swój rdzeń. No pewnie, czemu by nie? Nie umiem tu zrobić żadnych fajnych dymów.

Trochę więcej cytatów i bezpośrednich odniesień do tekstu @assayer'a

W tym miejscu docieramy do bardzo ważnego zdania i zarazem krępującego dowodu na to, że straszny ze mnie grafoman. @assayer pisze:

"Aby być uczciwym wobec tekstu @glass.wolf -a muszę podkreślić, że nigdzie nie posuwa się on aż do stwierdzenia, że “po każdej rewolucji naukowej zaczynamy poznawanie świata od nowa”."
Tak! Właściwie mógłbym tylko zgodzić się z tym zdaniem i tak to zostawić, no ale artykuł, do którego się odnoszę jest na tyle fajny, że wybrałem inaczej. W każdym razie zgadzam się - nic takiego nie napisałem, a rewolucje w dziedzinach naukowych nie kasują całej dziedziny, lecz jakiś jej kawałek. Z drugiej strony poświęciłem w tym artykule trochę miejsca na to, by pokazać, że mimo ograniczonego zasięgu, są one faktem i miewają poważne skutki.
Za to dalej @assayer stwierdza:
"Wniosek taki może jednak wyciągnąć czytelnik, czytając, że “nie wiadomo”, czy metoda naukowa daje nam wgląd w prawdę o świecie i że “jedynym pewnikiem jest ogrom naszej niewiedzy”. Przede wszystkim zaś samo słowo “rewolucja” kojarzy się ze zniszczeniem starego i budową zupełnie nowego porządku"
Nie mogę się spierać z wnioskami czytelnika, nie mam tu argumentu, ale nie chciałem, aby jego wnioski były tak radykalne.
Co do rewolucji - tak, to całkiem brzydkie słowo, ale nie ja wymyślałem Kuhnową terminologię. Kuhn to trochę huligan, nie zdziwiłbym się, gdyby sporą część życia spędził na ławce pod blokiem i zwrazał się do ludzi per "mordeczko" (wyrażenie prawie tak ładne, jak "nauka normalna"). Nic z tym nie zrobimy. Z drugiej strony to słowo całkiem nieźle oddaje nawet te wydarzenia, które zdążylem przytoczyć.
Za to w pełni zgadzam się z tym, co o mnie tu napisano. Kosmos jest na tyle duży, że pokora jest, w mojej ocenie, jedyną słuszną postawą, gdy się z nim konfrontujemy. Po prostu jesteśmy straszliwie ograniczeni - zmysłowo, czasowo, instrumentalnie, intelektualnie, emocjonalnie, jak kto chce. Za to ogrom pracy jest niewyobrażalny.
Czy metoda naukowa działa? A nie wiem, bywają logiczne kłamstwa. Tu mogę przytoczyć Einsteina:

"Pojęcia i sądy naukowe uzyskują swoje „znaczenie”, czy też „treść”, jedynie poprzez odniesienie do danych zmysłowych. Powiązanie jednych i drugich ma czysto intuicyjny, sam w sobie nielogiczny, charakter. Stopień pewności tego związku, owego intuicyjnego zestawienia, nic innego, odróżnia czyste fantazje od tego, co nazywamy „prawdą” w nauce.".

Czy mamy coś lepszego niż metoda naukowa? W mojej ocenie nie i polecam sprawdzić czemu tak uważam w poprzednich tekstach. Dla otuchy przypomnę, że mimo naszych olbrzymich ograniczeń, nasza mozolna praca przynosi efekty. Nie dość, że pewnych rzeczy możemy już byc prawie pewni, to całkiem nieźle wdrażamy nasze działające teorie w praktykę, mamy fajne wynalazki, prąd, raz bylismy na księżycu. Nieźle nam idzie!

Poza tym, nie jestem pewien, czy zostałem dobrze zrozumiany na końcu. Gdy piszę, że nauka nie jest miejscem na takie sprawy jak wiara, czy sentymenty i że należy rzeczy kwestionować, sprawdzać i wiedzieć (w miarę możliwości) - nie znaczy to, że jakoś przeciwstawiam się naukowym autorytetom i strukturom akademickim. To jest też odniesienie do mojego pierwszego artykułu, w którym postulowałem, że postawy wiary i wiedzy nie są przeciwstawne, lecz raczej wzajemnie nieadekwatne - mijają sie i przydają się do innych rzeczy. Nie ma sensu wierzyć w coś, co da się sprawdzić i nawet, jeśli nie ma się na to ochoty, to warto wiedzieć, że informacja naukowa jest tylko aktualnym kompromisem naszych poglądów na temat obrazu świata (chciałem być precyzyjny). Dokładnie każdemu, kto jest w to zamieszany zależy (przynajmniej powinno), aby ten obraz pogłębić, poszerzyć i zmienić, jeśli jest niewłaściwy. Nie podważa to w żaden sposób doświadczenia i autorytetu pracowników naukowych, czy sensu istnienia placówek naukowych. Po prostu, to taka dziedzina życia, Zresztą - ograniczając postawy wiary, zaufania i przywiązania do jakichś poglądów, walczymy z Kuhnowymi paradygmatami i zbliżamy się do ideału Poppera,

A czemu ja tak lubię tego Kuhna właściwie? Pomijam już, że jego model znajduje potwierdzenie historyczne (Q.E.D.!), to nie jest dla mnie aż tak wazne. Ważne jest natomiast to, że jego koncepcja najpełniej uwzględnia czynnik ludzkiego błędu. Popper (wspaniały chłop!) wniósł nieoceniony wkład w język nauki i kształt metody naukowej. Jednak w swojej ocenie samego procesu nauki raczej pokazuje jakiś stan docelowy, niż rozważa realny "potencjał naukowy" ludzkości. Pozostali budują pomosty między postawami Kuhna i Poppera i nie wiem, czy jest to aż tak potrzebne. Mamy dostęp do historycznych źródeł, nie musimy sie posługiwać modelami, możemy analizować faktyczne wydarzenia i procesy w takich zestawieniach i relacjach, jakie nam przyjdą do głowy - wnioski będą dzikie i zróżnicowane. Model Kuhna przyda się gdy zechcemy coś przewidzieć, czyli zbudować kolejny, w miarę prawdopodobny model rzeczywistości. Im więcej potknięć i błędów będziemy umieli uwzględnić, tym mniej nas zaskoczy rzeczywistość. Nauka to proces społeczny i swoista społeczna bezwładność jest czynnikiem, który trzeba uwzględnić w modelowaniu. Kuhn stwarza ku temu najlepsze warunki. Poza tym ja też uważam że kumulatywny rozwój nauki to idea warta realizacji i z całego serca poleciłbym go naszym astronautom i ich żonom. Ale nie do końca o to chodzi w modelach. Poza tym - to tylko modele.

Już prawie kończe, jeszcze tylko końcówka i koniec.

W ramach zakończenia przyczepię się do końcówki @assayer'a. Otóż: Teoria strun nie jest teorią naukową bo nie jest falsyfikowalna! - Popper się kłania i to jak szlag. Sheldon Cooper w sumie też - zmaga się z problemem jej falsyfikacji chyba przez cały serial ("Big Bang Theory") i tylko scenarzyści razczą wiedzieć, jak to się skończy.

Poza tym, "relacja" między obserwatorem a stanem kwantowym cząstki zwykle bywa częścią eksperymentu - na przykład, dzięki odpowiednim rozmieszczeniu bramek pomiarowych na drodze cząstek można je pięknie plątać. Wiem że to nie jest tematem mojego tekstu, ale założe się, ze teraz wszyscy są ciekawi procesu. Proszę bardzo, tak to się robi!:

Co do zjazdu w Monachium - pamiętajmy o twierdzeniach analitycznych z mojego poprzedniego tekstu. Spełniają one kryterium "naukowości" poprzez matematyczną i logiczną spójność. Na poziomie hipotez, jest to całkiem wystarczający dowód - póki nie upieramy się, ze coś musi być prawdą tylko z racji spójnej budowy, to prawda nie zrobi nam przykrej niespodzianki. Jesteśmy zwarci i gotowi by, w razie negatywnej weryfikacji, wzruszyć ramionami i krzyknąć dziarsko - "no dobra, to może nie" - prosto w pysk przekornej rzeczywistości.

Za to, w przypadku "ciemnych" kosmicznych bytów, sprawa jest o tyle prosta, że dopóki jesteśmy w stanie wyliczyć że czegoś jest dużo, lecz jesteśmy oszczędni w spekulacjach o naturze tego czegoś, to jesteśmy całkiem kryci - podmiotem naszego twierdzenia jest samo istnienie czegoś, wynikające z odpowiednio zbudowanej proporcji. Póki nie szarżujemy z przypuszczeniami, taka proporcja, dobrze sklecona, powinna nam wystarczyć. Zresztą - dowód, że "coś jest", bez specyfikacji tego czegoś to niemal tautologia. Zagalopowałem się w abstrakcji, to napewno jest bardziej skomplikowane. Pozwole sobie jeszcze raz przytoczyć Einsteina. Niby jest takim trochę anarchistą metodologicznym, ale przynajmniej się znał na swojej robocie. A więc:
"Teoria grawitacji nauczyła mnie jeszcze jednej rzeczy: nawet z najbogatszego zbioru faktów empirycznych nie można wyprowadzać tak skomplikowanych równań. Teoria może być empirycznie potwierdzona, ale nie istnieje droga od doświadczenia do konstrukcji teorii. Równania tak skomplikowane jak równania pola grawitacyjnego mogą być sformułowane jedynie poprzez odkrycie logicznie prostej zasady matematycznej, która całkowicie lub prawie całkowicie określa równanie. Po uzyskaniu tych warunków formalnych w postaci dostatecznie silnej do skonstruowania teorii wystarczy minimalna znajomość faktów"
Brzmi nieźle, ale nasuwa mi się taka refleksja, że może ludzie zbyt rzadko liczą diabły na główce szpilki. To świetna i pouczająca zabawa - po kilku razach jakoś łatwiej zrozumieć zdroworozsądkową proporcję między modelem matematycznym a doświadczeniem.

Finalnie - chciałbym podziękować @assayer'owi za tekst. Wywołał we mnie dużo emocji i refleksji. Mam również nadzieję, że nie przesadziłem za bardzo z wytykaniem Ci zapominalstwa na początku. Jeśli poczułeś się urażony, to już się tak nie czuj - przepraszam i zachęcam do wyśmiewania moich Einsteinowsko - Newtonowych uogólnień. Tak czy siak - Brawo za tekst!

Źródła i obrazki:
https://giphy.com/gifs/fight-interesting-giraffes-uRuerBncD2bE4
https://pl.wikipedia.org/wiki/Johannes_Kepler
https://giphy.com/gifs/georges-mlis-a-trip-to-the-moon-le-voyage-dans-la-lune-w0E2hIBPKgvpS
https://giphy.com/gifs/special-effects-the-moon-early-film-3o7TKtdAwpiHITxYyI
https://giphy.com/gifs/p5art-xn00DcBP6pedG
https://giphy.com/gifs/stupid-homer-simpson-monkey-BBkKEBJkmFbTG
https://histmag.org/Albert-Einstein-naukowy-marzyciel-10933/2
https://giphy.com/gifs/smile-face-3ohs88j0jPszpGCbYY
https://www.salon24.pl/u/autodafe/396192,grawitacyjna-dylatacja-czasu
http://www.esop2009.pl/wszechswiat-historyczne-obecne-modele/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Johannes_Kepler
https://pl.wikipedia.org/wiki/Klaudiusz_Ptolemeusz#Astronomia
https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_powszechnego_ciążenia
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ogólna_teoria_względności
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szczególna_teoria_względności
https://giphy.com/gifs/bai-q6cDZMtB38ltm
https://giphy.com/gifs/godzilla-peace-out-3oEduK0kW69xoX5Apq
https://giphy.com/gifs/model-simpsons-catwalk-12ZPSo2sKujJUQ
https://giphy.com/gifs/reaction-mood-l9Tllo1thElT5gvVOU